RECENZJA:
Rose of Versailles zaczyna się od przyjazdu na dwór francuski narzeczonej następcy tronu – księżniczki Marii Antoniny. Ma ona zostać królową, ale to życie wcale nie jest aż tak radosne i beztroskie, jak mogłoby się wydawać z zewnątrz. Już w drodze dochodzi do próby porwania, na miejscu czeka poseł z rozkazami od wielmożnej matki… A królewska metresa wcale nie zamierza oddawać najwyższej pozycji na dworze. Dwór pełen jest intryg i młoda księżniczka, a potem królowa, praktycznie ze wszystkich stron otoczona jest przez wrogów.
Na takim tle bardzo wyróżnia się lady Oscar François de Jarjayes – jedyna kobieta w pałacowej gwardii. Od dzieciństwa wychowana jak mężczyzna, starała się dorównać ideałom swego ojca, podczas gdy otaczający ją dworacy wyraźnie nie potrafią im sprostać. Powoli ta historia przestaje być historią królowej, a staje się opowieścią o jednej z jej poddanych – tytułowej Róży Wersalu.
Lady Oscar jest postacią historyczną, chociaż oczywiście nigdy nie zajmowała aż tak wysokiej pozycji (ani na dworze, ani w gwardii), nie dokonała też nawet połowy przypisywanych jej w anime czynów. Jej oczyma obserwujemy rojalistów i buntowników, a jeśli dobrze się przypatrzeć, dość łatwo można odróżnić prawdziwy honor – zarówno arystokraty, jak i wieśniaka – od wyższości i pychy.
Gdy słucham co mówisz, słyszę kim jesteś. Ralph Waldo Emerson Aby być szczęśliwym w miłości, trzeba być geniuszem. Honore de Balzac Dano kurowi grzędę, a on wyżej chce. Trotz Gdyby mieszkańcy Ameryki pospieszyli się z postępami nawigacji i pierwsi do Europy zawitali, wolno by było powiedzieć, ze Europę odkryli. . . Kolakowski Fac et extusa - najpierw zrób, potem usprawiedliwiaj się.